Leć z usterką, albo płać za dalszy pobyt
Reklama
Tydzień wakacji w Turcji dla klientów biura podróży ITAKA miał być odpoczynkiem od codzienności.
Kłopoty zaczęły się już na początku, kiedy to urlopowicze dotarli do hotelu z czterogodzinnym opóźnieniem. Jednak właściwe problemy dopiero miały się zacząć w dniu powrotu.
Najpierw na lotnisku dowiedzieli się, że samolot odleci z 3 i pół godzinnym opóźnieniem. Gdy już wystartowali z lotniska w Antalii, w samolotcie zaczęło gasnąć światło, a pasażerowie usłyszeli dziwne odgłosy pracy silnika. Maszyna została zawrócona. Podano komunikat o awarii generatora.
Pasażerowie ze zdenerwowaniem oczekiwali lądowania. Gdy samolot znalazł się bezpiecznie na ziemi, pierwszy strach minął. Po wylądowaniu pilot przyznał w rozmowie z pasażerami, że ten samolot ma ciągle jakieś usterki, ale są naprawiane na bieżąco i wciąż lata.
Maszyna należy do tureckich linii lotniczych. Klienci biura skontaktowali się z jego przedstawicielem i poprosili o przybycie na lotnisko. Tymczasem po chwili w hali odlotów nadano komunikat, że usterka w samolocie jest już naprawiona i pasażerowie przyjmowani są na pokład. Doszło do zdziwienia - pojawiły się obawy czy aby tak szybko już naprawiono? Niektórzy podjęli decyzję, że nie polecą samolotem, gdyż nie ma pewności czy jest sprawny, a poza tym jedzie rezydent, który pomoże.
Po przybyciu na miejsce, przedstawicielka biura miała jedynie do wygłoszenia oświadczenie. Turyści usłyszeli m.in., że "biuru jest bardzo przykro, ale takie rzeczy się zdarzają, a ona sama doświadczyła tego wiele razy". Po czym dowiedzieli się, że albo lecą tym samolotem albo żadnym wynajętym przez biuro. A kto nie poleci tym, będzie wracał na własny koszt, a biuro przestaje za niego odpowiadać. Zrobiło się nerwowo, na miejscu pojawiła się ochrona.
Awantura trwała jeszcze około dwóch godzin. Ludzie krzyczeli - "mamy lecieć samolotem, który ma awarię nie pierwszy raz!" Do krzyków włączyli się przedstawiciele linii i lotniska. W końcu bezradni turyści, zmęczeni, bez pieniędzy i z sercem na ramieniu, wsiedli do samolotu. Część turystów jednak została, nie wiadomo czy ostatecznie dostali pomoc. Z tych, którzy wsiedli - wszyscy bezpiecznie dolecieli, ale jak wspomina jeden z pasażerów: -Trzy godziny strachu i brak wpływu na własne życie.
Krystian Urban
Kłopoty zaczęły się już na początku, kiedy to urlopowicze dotarli do hotelu z czterogodzinnym opóźnieniem. Jednak właściwe problemy dopiero miały się zacząć w dniu powrotu.
Najpierw na lotnisku dowiedzieli się, że samolot odleci z 3 i pół godzinnym opóźnieniem. Gdy już wystartowali z lotniska w Antalii, w samolotcie zaczęło gasnąć światło, a pasażerowie usłyszeli dziwne odgłosy pracy silnika. Maszyna została zawrócona. Podano komunikat o awarii generatora.
Pasażerowie ze zdenerwowaniem oczekiwali lądowania. Gdy samolot znalazł się bezpiecznie na ziemi, pierwszy strach minął. Po wylądowaniu pilot przyznał w rozmowie z pasażerami, że ten samolot ma ciągle jakieś usterki, ale są naprawiane na bieżąco i wciąż lata.
Maszyna należy do tureckich linii lotniczych. Klienci biura skontaktowali się z jego przedstawicielem i poprosili o przybycie na lotnisko. Tymczasem po chwili w hali odlotów nadano komunikat, że usterka w samolocie jest już naprawiona i pasażerowie przyjmowani są na pokład. Doszło do zdziwienia - pojawiły się obawy czy aby tak szybko już naprawiono? Niektórzy podjęli decyzję, że nie polecą samolotem, gdyż nie ma pewności czy jest sprawny, a poza tym jedzie rezydent, który pomoże.
Po przybyciu na miejsce, przedstawicielka biura miała jedynie do wygłoszenia oświadczenie. Turyści usłyszeli m.in., że "biuru jest bardzo przykro, ale takie rzeczy się zdarzają, a ona sama doświadczyła tego wiele razy". Po czym dowiedzieli się, że albo lecą tym samolotem albo żadnym wynajętym przez biuro. A kto nie poleci tym, będzie wracał na własny koszt, a biuro przestaje za niego odpowiadać. Zrobiło się nerwowo, na miejscu pojawiła się ochrona.
Awantura trwała jeszcze około dwóch godzin. Ludzie krzyczeli - "mamy lecieć samolotem, który ma awarię nie pierwszy raz!" Do krzyków włączyli się przedstawiciele linii i lotniska. W końcu bezradni turyści, zmęczeni, bez pieniędzy i z sercem na ramieniu, wsiedli do samolotu. Część turystów jednak została, nie wiadomo czy ostatecznie dostali pomoc. Z tych, którzy wsiedli - wszyscy bezpiecznie dolecieli, ale jak wspomina jeden z pasażerów: -Trzy godziny strachu i brak wpływu na własne życie.
Krystian Urban