Milczarski: Nie ma alternatywy dla merytokracji
Prezes PLL LOT jest spokojny o wynik referendum strajkowego i uważa, że absurdalne jest jego organizowanie w momencie, gdy odbywa święto LOT-u. A działania związków zawodowych uważa za szkodliwe dla spółki.
Reklama
Rafał Milczarski nie rozumie motywacji związków zawodowych, szczególnie teraz, gdy do Polski przyleciał największy samolot pasażerski, który będzie latał w barwach narodowego przewoźnika. - Życzę im przede wszystkim mądrości, bo to zachowanie jest niemądre - mówi w rozmowie z Pasazer.com prezes PLL LOT.
14 marca br. zarząd przedstawił pracownikom nową propozycje regulaminu wynagradzania i zaproponował szereg rozwiązań m.in. podwyższenie wynagrodzeń dla pierwszych oficerów latających na dreamlinerach, uzależnienie kategorii zaszeregowania od liczby godzin nalotu, program premii dla personelu lotniczego i pokładowego oraz pracowników call center, czy też wprowadzenie częściowej odpłatności za dyżury lotniskowe personelu lotniczego.
- Referendum strajkowe jest odpowiedzią na naszą propozycję - mówi Milczarski.
Referendum strajkowe zostało ogłoszone we środę, 21 marca. Pracownikom zrzeszonym w związkach zawodowych nie podoba się sposób zarządzania w firmie. Pracownicy chcą przywrócenia przywilejów i powrotu do zarobków z 2010 r. Prezes PLL LOT jest spokojny o wynik referendum strajkowego. Przekonuje, że pracownicy chcą pracować a nie strajkować. - Nie odmawiam związkom zawodowym prawa do organizowania referendum strajkowego, choć mam wątpliwości co do jego legalności - przekonuje.
Poprzednie referendum, w tej samej sprawie, odbyło się we wrześniu i październiku ub. roku i przez dwa miesiące nie udało się zebrać podpisów. Według Milczarskiego teraz również to się nie uda.
Milczarski ocenia, że działanie związków zawodowych zapowiadające strajk podczas majówki za szkodliwe dla spółki. - To najczystsze szkodnictwo mogące zniechęcać pasażerów do kupowania biletów - przekonuje i dodaje, że praca ze związkami to najbardziej smutny element jego pracy w Locie. - Narusza moja głęboką wiarę w to, że ludzie z natury są dobrzy. Mam taką wiarę, która wynika z chrześcijaństwa, żeby być dla siebie nawzajem dobrymi. Nie widzę takiej postawy w związkach - puentuje, dodając, że związki zawodowe nie będą już nigdy rządzić w Locie. - Ich rządy zakończyły się w 2012 roku katastrofą. Zarabiało się tyle samo niezależnie od tego ile kto latał, wybierało się służby jakie się chciało. W konsekwencji niewiele brakowało, a wszyscy zostaliby bez pracy.
LOT wdrożył system wynagrodzeń mających motywować pracowników do bardziej wydajnej pracy. - W Locie będzie merytokracja. Merytokracja znaczy to, że wynagradzamy najlepiej tych, którzy się najbardziej starają, ciężko pracują, mają talent i generalnie robią dobrze tej firmie. Przekonuje, że tylko takie podejście spowoduje, że firma jest w stanie dobrze funkcjonować na globalnym konkurencyjnym rynku jako linia lotnicza. - W przeciwieństwie do związków zawodowych zarząd ma obowiązek dbać o bezpieczeństwo miejsc pracy pracowników i współpracowników LOT i dziś przede wszystkim to staramy się robić. Działania związków idą w drugą stronę.
- Nie ma alternatywy dla merytokracji, ja jestem fanatykiem merytokracji i merytokrację wprowadzamy. A związkom zawodowym się to nie podoba - mówi, przekonując, że receptą na porażkę i upadek linii, jest stworzenie w Locie miejsca, które będzie stawiało na równi wszystkich niezależnie od zaangażowania. Według Milczarskiego do tego dążą działania związków zawodowych.