Milczarski: "Związki przystawiają kolejnym zarządom pistolet do głowy"
- Nie podam się do dymisji - mówi w rozmowie z WP Rafał Milczarski, prezes LOT. - To nie jest żaden strajk, to próba sterroryzowania firmy. Związki zawodowe przystawiają kolejnym zarządom pistolet do głowy - dodaje.
Reklama
Mateusz Ratajczak, Wirtualna Polska: Zamierza pan odejść ze stanowiska? Pan odchodzi, ludzie wracają do pracy i kończą strajk - tak obiecują przywódcy dwóch związków zawodowych.
Rafał Milczarski: Nie.
Mateusz Ratajczak: Nie ma tematu odejścia prezesa Milczarskiego? Nie miał pan takich myśli?
Mateusz Ratajczak: Kilkadziesiąt milionów złotych - tyle ponoć miał kosztować do tej pory strajk.
Rafał Milczarski: Jest za wcześnie, żeby podawać teraz konkretne koszty. Tracimy i to chyba jasne. Muszę jednak powiedzieć, że jesteśmy w stanie wskazać winnego pracownika odwołania danego lotu. I oczywiście będziemy wysyłać takim osobom noty obciążeniowe, gdy już policzymy całość strat.
Mateusz Ratajczak: Planuje pan dalej zwalniać?
Rafał Milczarski: Nie. Mamy taką możliwość, ale nie sądzę, żeby było to konieczne.
Mateusz Ratajczak: To zapytam w drugą stronę. Przywróci pan ludzi do pracy?
Rafał Milczarski: Na pewno nie przywrócimy do pracy w żadnej formie prowodyrów tego zakazanego strajku. Te osoby z pełną premedytacją wprowadziły pracowników w błąd przez liderów związkowych. A teraz to pracownicy płacą za straty LOT. Nie zamykam na zawsze drzwi do firmy tym, którzy czują się zmanipulowani przez liderów związków zawodowych. Możemy zawsze rozmawiać o współpracy. Tym razem jednak nie będzie to umowa o pracę, ale kontrakt - tak, jak zatrudniamy w tej chwili w LOT.
Mateusz Ratajczak: A historia o tym, że prezes zamknął się w toalecie ze stewardesą i jej pokazywał jak czyścić ubikację? Prawda czy nie?
Rafał Milczarski: Prawdą jest, że sprzątam, kiedy latam. Robię to osobiście, nie boję się dotknąć szczotki do czyszczenia toalet. Nawet prezes może to robić, bo to dobry przykład. A robienie z tego zarzutu jest po prostu dnem i świadczy tylko o tych, którzy to mówią. Jestem zaangażowany w życie spółki, a dokładanie do tego podtekstów to po prostu skandal. W japońskiej korporacji prezes wykonuje nawet najbardziej podstawową pracę, żeby pokazać, że to ważne. Żadna praca nie hańbi, prezes może to pokazać, nie poniża mnie to.
Mateusz Ratajczak: A premier Mateusz Morawiecki i kancelaria mają na bieżąco informacje?
Rafał Milczarski: Nadzór nad spółkami znajduje się w gestii Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. To jej przedstawiciele mogą informować o tych sprawach.
Musi pan pamiętać, że sytuacja prawna w tej chwili wygląda tak: nie ma sporu zbiorowego, jest za to nowy regulamin wynagradzania. A teraz przystępujemy do pracy i odbudowy atmosfery w firmie.
Rafał Milczarski: Nie.
Mateusz Ratajczak: Nie ma tematu odejścia prezesa Milczarskiego? Nie miał pan takich myśli?
Rafał Milczarski: Nie. Kiedy przychodziłem do firmy, to obiecałem sobie i pracownikom, że sam nie złożę rezygnacji przynajmniej do momentu, gdy LOT wejdzie na Centralny Port Komunikacyjny i wykona stamtąd pierwsze rejsy. I to jest mój cel. Nie jestem tu na miesiąc, nie jestem na rok, a na lata.
Mateusz Ratajczak: Kilkadziesiąt milionów złotych - tyle ponoć miał kosztować do tej pory strajk.
Rafał Milczarski: Jest za wcześnie, żeby podawać teraz konkretne koszty. Tracimy i to chyba jasne. Muszę jednak powiedzieć, że jesteśmy w stanie wskazać winnego pracownika odwołania danego lotu. I oczywiście będziemy wysyłać takim osobom noty obciążeniowe, gdy już policzymy całość strat.
Mateusz Ratajczak: Planuje pan dalej zwalniać?
Rafał Milczarski: Nie. Mamy taką możliwość, ale nie sądzę, żeby było to konieczne.
Mateusz Ratajczak: To zapytam w drugą stronę. Przywróci pan ludzi do pracy?
Rafał Milczarski: Na pewno nie przywrócimy do pracy w żadnej formie prowodyrów tego zakazanego strajku. Te osoby z pełną premedytacją wprowadziły pracowników w błąd przez liderów związkowych. A teraz to pracownicy płacą za straty LOT. Nie zamykam na zawsze drzwi do firmy tym, którzy czują się zmanipulowani przez liderów związków zawodowych. Możemy zawsze rozmawiać o współpracy. Tym razem jednak nie będzie to umowa o pracę, ale kontrakt - tak, jak zatrudniamy w tej chwili w LOT.
Mateusz Ratajczak: A historia o tym, że prezes zamknął się w toalecie ze stewardesą i jej pokazywał jak czyścić ubikację? Prawda czy nie?
Rafał Milczarski: Prawdą jest, że sprzątam, kiedy latam. Robię to osobiście, nie boję się dotknąć szczotki do czyszczenia toalet. Nawet prezes może to robić, bo to dobry przykład. A robienie z tego zarzutu jest po prostu dnem i świadczy tylko o tych, którzy to mówią. Jestem zaangażowany w życie spółki, a dokładanie do tego podtekstów to po prostu skandal. W japońskiej korporacji prezes wykonuje nawet najbardziej podstawową pracę, żeby pokazać, że to ważne. Żadna praca nie hańbi, prezes może to pokazać, nie poniża mnie to.
Mateusz Ratajczak: A premier Mateusz Morawiecki i kancelaria mają na bieżąco informacje?
Rafał Milczarski: Nadzór nad spółkami znajduje się w gestii Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. To jej przedstawiciele mogą informować o tych sprawach.
Musi pan pamiętać, że sytuacja prawna w tej chwili wygląda tak: nie ma sporu zbiorowego, jest za to nowy regulamin wynagradzania. A teraz przystępujemy do pracy i odbudowy atmosfery w firmie.