Dzisiaj dla odmiany opiszę całkowicie turystyczny wypad do
Budapesztu, aczkolwiek bez skupiania się na atrakcjach tego pięknego
miasta. Będzie jedynie relacja z podróży Ryanairem :)
Tym razem mój udział w wyborze przewoźnika i samej rezerwacji był
śladowy, bo ograniczył się - już po fakcie - do wydrukowania stosu kart
pokładowych dla wszystkich uczestników wycieczki. Przy okazji zapoznałem
się z numerem sekwencji i przydzielonym mi miejscem. Liczba 170 i rząd
29 jasno wskazywały, że samolot będzie pełny... i rzeczywiście tak
było, o czym przekonałem się następnego dnia, chwilę przed wejściem na
pokład, szacując liczbę pasażerów w dłuugiej kolejce do bramki. Kolejka
była już dobrze uformowana, bo do bramki dotarliśmy kilka minut po
rozpoczęciu wpuszczania pasażerów do korytarza prowadzącego na
stanowisko odjazdu autobusu. Przy okazji wspomnę, iż "nasza" bramka
znajdowała się w świeżo oddanej do użytku części terminalu lotniska w
Bergamo. Muszę powiedzieć, że robi on naprawdę miłe wrażenie - no, może
wyjąwszy tradycyjną "zmyłkę", która polega na kierowaniu ruchu przez
strefę sklepów - podczas gdy wystarczy na początku skręcić w stronę
przeciwną do sugerowanej...
No nic, boarding rozpoczęty, wszystko idzie sprawnie... przynajmniej
do momentu, w którym przedstawiciele przewoźnika zaczynają oznaczać
walizki żółtymi opaskami oznaczającymi, iż z braku miejsca zostaną one
odesłane do luku bagażowego. Fajnie, nie ma nic lepszego niż gorączkowe
przepakowywanie bagażu w celu zabrania ze sobą na pokład co cenniejszych
czy podatnych na uszkodzenia rzeczy - no ale przecież Ryanair nikogo
nie zmusza do kupowania priorytetu, można zawsze przyjść godzinę przed
odlotem i ustawić się od razu w kolejce :]
Teraz do autobusu i przejazd do samolotu stojącego na oddalonej od
terminalu płycie postojowej. Maszyna oczywiście wypełniona do ostatniego
miejsca, a wielu spośród pasażerów to kibice teamu Ferrari udający się
na odbywające się w ten weekend w Budapeszcie GP Formuły 1. Wchodzenie
do samolotu odbywa się nadzwyczaj sprawnie, ponieważ większość
podróżnych "z drugiego rzutu" była zmuszona pozostawić swoje walizki przed schodami, stąd na pokładzie pozostaje tylko odszukanie właściwego miejsca. Słychać
komunikat "boarding completed", a po chwili rozpoczyna się wypychanie
samolotu ze stanowiska postojowego. Załoga w tym czasie sprawdza, czy
wszyscy pasażerowie zapięli pasy oraz usiłuje przekazać kilka informacji
dot. bezpieczeństwa. Usiłuje, ponieważ komunikaty są w języku
węgierskim i angielskim, zatem włoska część (czyli jakieś 80%) pasażerów
zgodnie je ignoruje i dalej konwersuje w najlepsze. Standard!
Boeing 737-800 Ryanaira, z perspektywy tylnego wejścia. Lotnisko Mediolan-Bergamo Samolot wypchnięty, silniki rozpoczynają swoją pracę, co poznać można
zarówno po wibracjach, jak i intensywnym zapachu przepalonego paliwa
lotniczego w kabinie. To też standard... Toczymy się w kierunku pasa
startowego (kierunek 27), a po chwili następuje wyczekiwany przez
wszystkich moment oderwania się samolotu od ziemi. Lecimy! Oczywiście
kierunek startu oznacza, że przemieszczamy się w przeciwną stronę niż
trzeba, zatem samolot po chwili wykonuje głęboki skręt w lewo, aby
finalnie skierować się na wschód. Przy okazji można sobie pooglądać jak
wygląda lotnisko Orio al Serio z góry :)
Widok z lotu ptaka na lotnisko Mediolan-Bergamo, niedługo po starcie i skierowaniu się samolotu na wschód Sam lot jest spokojny, nawet bez turbulencji, ale za oknem widać
tylko chmury. Dopiero po rozpoczęciu zniżania (co ma miejsce już w
niecałą godzinę od startu) udaje się zobaczyć co nieco w dole. Po kolejnych
kilkunastu minutach, kiedy samolot znajduje się na wysokości ok. 1km nad
ziemią, można oglądać przepiękną panoramę Budapesztu, nad którym
wiedzie ścieżka podchodzenia do lądowania. Po chwili kapitan zachęca
załogę do zajęcia swoich miejsc i po kilku dalszych minutach koła
samolotu dotykają delikatnie (jak na standardy Ryanaira) ziemi. Ponieważ
dolecieliśmy do celu podróży z ponad 15 minutowym wyprzedzeniem, w
kabinie rozlega się specjalnie przygotowana na tę okoliczność muzyczka
(kto leciał Ryanairem, ten wie...), co zostaje nagrodzone przez
pasażerów brawami :)
Potem następuje dojazd do stanowiska postojowego, podstawienie
schodów i otwarcie drzwi, po czym pasażerowie zajmują miejsca w
podstawionym autobusie. W samym terminalu spędzamy grubo ponad pół
godziny, bo niestety musimy czekać na nasz bagaż podręczny
przekwalifikowany wcześniej na nadawany... No nic, nie pierwszy to i nie
ostatni pewnie raz, kiedy część pasażerów wnosi sobie na pokład po 2
sztuki bagażu, a inni są go pozbawiani całkowicie. Boeing chyba powinien
pomyśleć o zwiększeniu pojemności schowków...
Dojazd autem do centrum miasta zajmuje około 20 minut, bo jeszcze nie
zaczął się wieczorno-piątkowy szczyt komunikacyjny. Niestety
temperatura niemal tak samo wysoka jak w Mediolanie, zatem czeka nas
perspektywa kolejnego upalnego weekendu!
. . .
. . .
Na lotnisko BUD powracamy ponownie w niedzielne przedpołudnie, po
dość skomplikowanej procedurze organizowania transportu z hotelu, gdyż
jak się okazało "rezerwacja rezerwacją, ale mamy GP F1 i wszyscy zostali
oddelegowani do obsługi tego doniosłego wydarzenia". Trudno to
skomentować, bo chyba wyścig nie jest nieoczekiwanym kataklizmem, o
którym nic nie wiadomo do momentu, w którym się wydarzy?
No nic, jakoś się udało i na lotnisku meldujemy się całe 2 godziny
przed odlotem i od razu kierujemy się do stanowisk kontroli
bezpieczeństwa, gdzie - dzięki obecności dzieci w naszej grupie -
korzystamy ze skróconej ścieżki... Mając w pamięci przesadną
skrupulatność kontrolujących sprzed 5 lat mam pewne obawy co do całej
procedury, ale tym razem wszystko idzie sprawnie... do tego stopnia
sprawnie, że panienka z obsługi sama pakuje do plastikowej torebki
wszelkie kwalifikujące się do tego kosmetyki z bagażu. No po prostu
niespotykane :)
Wnętrze Terminalu 2 budapesztańskiego lotniska Teraz pozostaje czekanie na głównym placu strefy dla podróżnych, bo
numer bramki jest sprytnie ukryty, wzorem niektórych lotnisk, do ostatnich
30 minut przed odlotem. Czyli pozorny spokój i relax, a potem Wielka
Pardubicka... a bramka wcale nie jest tak blisko, a dodatkowo trzeba
opuścić budynek terminalu i przemaszerować do starego hangaru
zamienionego, mam nadzieję czasowo, na strefę odlotów dla pasażerów mniej
wymagających przewoźników. Z niedowierzaniem oglądam obskurną halę
podzieloną metalowymi przegrodami, pomiędzy którymi zostają stłoczeni
oczekujący pasażerowie. Spędzamy tam ponad 15 minut, a potem kolejne 10
minut na zewnątrz, pod równie gustownym zadaszeniem, zanim ostatecznie
zostają podstawione lotniskowe autobusy.
Wyjątkowo przyjemna strefa bramek low-cost budapesztańskiego lotniska W samolocie upychamy nasze bagaże w schowkach i czekamy na resztę
pasażerów. Podobnie jak w locie "tam", wypełnienie na pokładzie sięga
100%, ale boarding idzie dosyć sprawnie. Jeszcze tylko instrukcja
bezpieczeństwa i samolot rozpoczyna jazdę w kierunku pasa startowego, z
którego po kilku minutach rozpoczynamy naszą podróż. Również tym razem
można podziwiać z lotu ptaka panoramę miasta, zanim wzniesiemy się ponad
chmury.
Widok z lotu ptaka na lotnisko Budapeszt Liszt Ferenc Podróż upływa spokojnie, a po godzinie kapitan rozpoczyna procedurę zniżania, przygotowując maszynę do przybycia na na lotnisko w
Bergamo. Jak zawsze podejście do lądowania odbywa się tam z kierunku
wschodniego, a ostatnie kilometry przed dotknięciem kołami drogi
startowej samolot pokonuje lecąc w bezpośredniej bliskości i równoległe do
autostrady A4 Wenecja - Turyn. W końcu pojazdy na autostradzie rosną do
normalnych rozmiarów, a samolot ląduje bez przeszkód na pasie. Jeszcze
tylko muzyczka "znowu jesteśmy przed czasem", a maszyna parkuje w
wyznaczonym przez obsługę lotniska miejscu, z którego do terminalu
odwożą nas tradycyjnie autobusy. Ponieważ nie musimy czekać na bagaże,
z autobusu kierujemy się od razu do wyjścia z hali przylotów. Jeszcze
tylko telefon na parking i podróż można uznać za zakończoną.
Podsumowanie?
BGY w porządku, co do BUD to mam mieszane uczucia z uwagi na wrażenia z
"hali odlotów" dla lowcostów. Sam lot Ryanairem bez zastrzeżeń, chociaż
100% LF i odsyłanie bagażu podręcznego do luku to nie jest z pewnością
szczyt marzeń... za to jest to po prostu równy poziom Ryanaira ;)